NOTD: Sally Hansen - Pacific Blue (original formula)


The amount of drama surrounding this particular shade of nail polish is just unreal. In case you haven't heard - Sally Hansen decided to change the formula of some of their bestselling nail polish shades from the Xtreme Wear range, including this one, 420 Pacific Blue. And that's how my brain works - I know I don't need it, I looked at it before and decided that I don't need it, I already have too many bottles of blue polish, but hey, they are discontinuing it? I need it! It was really, really hard to find it, it seems that all the shops already sell the new, glittery version of PB but I managed to get the very last bottle of the old, creamy formula in the 5th or 6th drugstore I visited. Yay!

Aura paniki, złości i oburzenia otaczająca ten konkretny odcień lakieru do paznokci jest niesamowita. Dla niezorientowanych - firma Sally Hansen postanowiła zmienić formułę kilku swoich lakierowych bestsellerów z serii Xtreme Wear, w tym słynnego 420 Pacific Blue. A mój mózg niestety nie działa zbyt logicznie - wiem, że nie potrzebowałam tego lakieru, widziałam go setki razy i za każdym razem dochodziłam do wniosku, że nie to chyba kolor nie dla mnie i że mam wiele innych niebieskich lakierów, ale hej, wycofują go? Muszę go mieć! Naprawdę trudno go teraz znaleźć, wszystkie drogerie, w których byłam mają już nowe, błyszczące wersje PB, ale ostatecznie znalazłam ostatnią buteleczkę starej formuły w piątej albo szóstej drogerii, którą odwiedziłam! Hurra!



Now is the shade worth all the hype and drama? Yes. It is creamy, it is very opaque (not a one-coater, but I am wearing two and I am satisfied with the effect), the colour is really pretty - somewhere between a cobalt and cornflower blue, very vibrant and intense.

Czy ten lakier jest wart całej tej paniki i miłości? Tak. Jest niesamowicie kremowy, świetnie kryje (nie po jednej warstwie, ale mam na paznokciach dwie i efekt mnie zadowala), kolor jest śliczny - to uroczy chabrowo-modro-kobaltowy niebieski, bardzo intensywny i żywy. 



If you love blue nails - go and try to get it before it's gone. I don't understand why Sally Hansen would decide to change such a lovely formula and replace it with a sheer, shimmery polish, it really is a shame.

Jeśli lubicie niebieskie lakiery do paznokci - spróbujcie dorwać buteleczkę tego cuda (ja znalazłam moją w Hebe). Naprawdę nie rozumiem dlaczego w Sally Hansen zdecydowano o zmianie tej formuły i zastąpieniu jej bardzo słabo kryjącym, błyszczącym lakierem, wielka szkoda. 


Jeśli chcecie dodać mojego bloga do obserwowanych możecie to zrobić klikając TUTAJ, bo niestety gadżet obserwatorów nie działa na mojej stronie. Możecie mnie też znaleźć na instagramie :)


Green Pharmacy - Muscat Rose and Green Tea Sugar Scrub


Some time ago I told you that I was obsessed with rose scented products and one of them was Green Pharmacy Muscat Rose and Green Tea body butter. I liked it a lot and so when I found Green Pharmacy Muscat Rose and Green Tea Sugar Scrub* in the mail I was really happy.

Jakiś czas temu powiedziałam Wam, że mam fioła na punkcie różanych kosmetyków, jednym z nich było masło do ciała Green Pharmacy z różą piżmową i zieloną herbatą. Świetnie się u mnie sprawdziło i kiedy dostałam Peeling Cukrowy z Różą Piżmową i Zieloną Herbatą* z tej samej serii naprawdę się ucieszyłam.




Let's start with the positives. The smell of the scrub is pretty much the same as the smell of the body butter from this line - it's mostly rose, but the green tea makes it a bit fresher and lighter. I would say it's 95% rose and 5% green tea. I also like the fact that it's quite thick in consistency and coarse - it works great, it makes my skin extremely soft. It is also my first sugar scrub and I really like the fact that unlike salt scrubs which can sting a bit if I have irritated skin this one is safe to use even when my skin is a bit red or scratched. It's worth mentioning that the packaging is also quite nice - I like this retro vibe.

Zacznijmy od pozytywów. Zapach tego peelingu jest praktycznie taki sam jak zapach masła do ciała, o którym mówiłam wcześniej - to głównie róża, ale zielona herbata sprawia, że zapach jest lżejszy i świeższy. Na mój nos to mniej więcej 95% róży i 5% zielonej herbaty. Podoba mi się to, że peeling jest bardzo gęsty i zdecydowanie gruboziarnisty - świetnie działa, moja skóra jest po nim idealnie gładka. To też mój pierwszy peeling cukrowy i fajne w nim jest to, że w przeciwieństwie to peelingów solnych, które nieźle szczypią jeśli użyje się ich na podrażnioną skórę, tego można używać nawet kiedy skóra jest odrobinę zaczerwieniona lub zadrapana. Warto też wspomnieć o opakowaniu, które jest naprawdę wygodne i ładne - fajny jest ten retro klimat.



The only downside of this scrub is one of its main ingredients - mineral oil. My skin had a pretty bad reaction to mineral oil in body lotions last autumn, there were no mineral oil based body products in my bathroom for the past 7 months but I thought I would check if my skin is still sensitive to this ingredient or not (if you follow me on instagram you might know that I also bought a body lotion with mineral oil simply because of the smell...) and so far so good. It does not leave any oily residue on the skin, but I make sure to wash it off thoroughly. Of course mineral oil is not the most "green" ingredient, any plant oil, even the cheapest one would be a much better option I guess and Green Pharmacy would really deserve to be called "green".

Jedynym minusem tego peelingu jest jeden z jego głównik składników - parafina. Moja skóra jesienią bardzo źle na nią zareagowałam i przez około 7 miesięcy w mojej łazience nie było potem żadnego produktu do ciała z tym składnikiem. Teraz zbieram się do tego, żeby powoli sprawdzać, czy skóra przestała szaleć po kontakcie z parafiną (jeśli śledzicie mnie na instagramie to pewnie widziałyście, że kupiłam nawet ostatnio balsam, w którym jest nieszczęsne paraffinum liquidum, bo zapach mi się bardzo spodobał) i na chwilę obecną jest ok. Peeling nie zostawia tłustej warstwy na skórze, ale i tak staram się go dokładnie zmyć. Parafina nie jest najbardziej "zielonym" składnikiem, każdy, nawet najtańszy olejek roślinny byłby moim zdaniem lepszym rozwiązaniem i Green Pharmacy byłoby faktycznie "green".

Jeśli chcecie dodać mojego bloga do obserwowanych możecie to zrobić klikając TUTAJ, bo niestety gadżet obserwatorów nie działa na mojej stronie. Możecie mnie też znaleźć na instagramie :)

Glorified Trash - Mid-June Empties!


Another month has passed so let's show you my trash!

Minął kolejny miesiąc, czas pokazać Wam moje śmieci!


Hair care:

1. Isana hair mask with panthenol and wheat protein - it's one of the hair masks that I trust when I need a thicker conditioner, I've used it a lot last summer and then forgot about it for a while.
2. Kallos Silk hair mask - another trusty hair mask/conditioner, I think I showed it in my last empties, I like it a lot, it's nourishing and detangles my hair very well.
3. Alterra Apricot and Wheat shampoo - a staple in our shower, it's a basic shampoo and it works great for us.
4. Green Pharmacy Calendula Shampoo for normal and greasy hair - I like GP shampoos a lot, I think they are a bit more gentle than Alterra shampoos and I've enjoyed every version that I have ever used, this one is no exception.
5. Green Pharmacy Nettle conditioner - I love the smell of their nettle shampoo so I thought I would try the conditioner, unfortunately it does nothing to my hair, it doesn't moisturize, it doesn't nourish and it makes my hair tangled.

Pielęgnacja włosów:

1. Maska do włosów Isana z pantenolem i proteinami pszenicznymi - to jedna z tych masek, po które sięgam, kiedy potrzebuję treściwej odżywki, używałam jej często podczas zeszłego lata, a później o niej na długo zapomniałam.
2. Kallos maska do włosów z jedwabiem - kolejna świetna maska/odżywka, pojawiła się chyba również w moim poprzednim denku, bardzo się z nią polubiłyśmy, ładnie odżywia i ułatwia rozczesywanie włosów.
3. Szampon Alterra z morelą i pszenicą - stały bywalec, nasz podstawowy szampon, świetnie się u nas sprawdza.
4. Green Pharmacy Szampon do włosów normalnych i przetłuszczających sie z ngietkiem lekarskim - bardzo lubię szampony GP, są chyba nieco łagodniejsze niż szampony Alterra, do tej pory pasował mi każdy, którego używałam i ten nie jest wyjątkiem.
5. Green Pharmacy Balsam do włosów zniszczonych, łamliwych i osłabionych z pokrzywą zwyczajną - uwielbiam zapach pokrzywowego szamponu GP, dlatego chciałam wypróbować odpowiadającą mu odżywkę, niestety zupełnie nie sprawdziła się ona na moich włosach - nie odżywia, nie nawilża, a po jej użyciu moje włosy są niesamowicie poplątane i trudne do rozczesania.


Shower gels:

Can you tell that we like the Original Source shower gels? I liked all three of them, H. didn't like the Mint and Tea Tree version, it was way too cooling for him (I liked it and I will definitely buy it again this summer!). I mentioned the Lime version here, and if you like the smell of raspberry pudding you should get the Raspberry and Vanilla Milk version.

Żele pod prysznic:

Można się domyślić, że lubimy żele Original Source? Mnie wszystkie trzy przypadły do gustu, H. nie lubił wersji z miętą i drzewem herbacianym, dla niego zbyt mocno chłodziła (mnie się ten efekt podobał i na pewno latem kupię ten żel ponownie). O wersji limonkowej pisałam tutaj, a jeśli jesteście fankami budyniu malinowego to powinnyście kupić wersję z maliną i mleczkiem waniliowym. 


Other stuff:

1. Essence All About Matt powder - I love it, it mattifies really well, doesn't make my face white and it's very inexpensive, I will definitely repurchase.
2. Alverde Relax Pflegeöl with sea-buckthorn and wild rose - I used it on my hair and for cleansing my face and it worked great both on my hair and my skin. I reviewed it here.
3. Alverde Clear purifying face mask/scrub - I used it as a cleanser, I didn't really use it as a face mask. It's clay based and I love everything that contains clay. Here's the review.
4. Palmer's Cocoa Butter Formula Dark Chocolate & Mint lip balm - total rubbish, the smell is horrible and it's mineral oil based, so it does pretty much nothing for the lips.
5. Essence Colour & Go nail polish in Princess Prunella - I don't know why I didn't throw this one away earlier, it's a horrible brown/purple shade and the pearly finish is definitely not something I enjoy. It got gloopy too and I don't really want to save it.
6. La Roche Possay Rosaliac CC Creme (sample) - the colour was a miss, far too dark for my skin, it was very thick and really, really hard to blend, it felt heavy on the skin. I thought it would balance the redness on my skin and I had never tried a CC cream before, but this one was a total failure.

Inne:

1. Puder Essence All About Matt - uwielbiam! Świetnie matuje, nie sprawia, że moja twarz jest biała, jest niedrogi - na pewno kupię go ponownie.
2. Alverde Relax Pflegeöl z rokitnikiem i dziką różą - używałam go do olejowania włosów i do demakijażu i zarówno na moich włosach jak i na skórze sprawdził sie świetnie. Pisałam o nim tutaj.
3. Oczyszczająca maseczka-peeling Alverde Clear - przyjemny produkt, chociaż używałam go raczej jako czyścika do twarzy niż jako maseczki. Ma w składzie glinkę, a ja kocham wszystko co glinkowe. Tutaj jest jego recenzja.
4. Balsam do ust Palmer's Cocoa Butter Formula Dark Chocolate & Mint - totalny bubel, kiepski zapach, podstawą balsamu jest parafina, więc tak naprawdę nie robi niczego dobrego.
5. Lakier Essence Colour & Go w kolorze Princess Prunella - nie wiem czemu nie wyrzuciłam tego lakieru wcześniej, brązowo-fioletowy kolor i perłowe wykończenie to nie jest coś, co lubię. Do tego lakier zgęstniał i nie do końca mam ochotę go ratować.
6. La Roche Possay Rosaliac CC Creme (próbka) - kolor to niewypał, o wiele za ciemny, krem jest gęsty i bardzo, bardzo trudny do równomiernego rozprowadzenia na twarzy, czuć go wyraźnie na skórze. Myślałam, że zneutralizuje zaczerwienienia na twarzy, poza tym nigdy wcześniej nie używałam żadnego kremu CC, ale ten to totalna porażka.

Jeśli chcecie dodać mojego bloga do obserwowanych możecie to zrobić klikając TUTAJ, bo niestety gadżet obserwatorów nie działa na mojej stronie. Możecie mnie też znaleźć na instagramie :)

Matte Summer - Part I - Moisturizers



It's getting warmer and warmer and that means that my skin is getting more shiny and oily every single day. I have discovered some pretty useful mattifying products lately and all of them work great on my skin, so hopefully my tips and observations are going to be useful to some of you.

Pogoda robi się coraz cieplejsza i bardziej słoneczna, co oznacza, że moja skóra coraz bardziej się świeci i przetłuszcza. Ostatnio odkryłam kilka bardzo przydatnych, matujących produktów i wszystkie one świetnie się sprawdzają na mojej skórze, więc może paru z Was przydadzą się moje wskazówki i obserwacje.


My skin in the summer is somewhere between combination and oily, and the oily part can get quite intense. But I can never skip a good moisturized in the morning, otherwise my skin feels very tight. I am currently using two mattifying creams - Mixa 24h Light Moisturizing Balancing Cream for Normal to Combination Skin* and Siarkowa Moc Antibacterial Matt Cream.

Moja skóra latem to coś pomiędzy cerą mieszaną i tłustą, a tłuste części twarzy naprawdę potrafią mi dać w kość. Jednak nigdy nie pomijam nałożenia rano kremu, inaczej moja skóra jest bardzo napięta. W tej chwili w mojej łazience są dwa kremy matujące - Mixa Lekki Krem Nawilżający 24h Przeciw Błyszczeniu* oraz Siarkowa Moc Antybakteryjny Krem Matujący.


Let's start with Mixa. The company claims to be the "sensitive skin expert" and that sounded very appealing to me, because there are some areas of my face that tend to be very, very sensitive and there are not that many products that aim at skin that is both sensitive and combination/oily. I have noticed that this cream is perfect for the days when it doesn't get warmer than 25-28 degrees. I tried using it on its own - without a foundation and without any powder (by the way - it works great under make up) and it worked fine for 4-5 hours, which is a long time for my face to stay relatively matte! I say relatively, because it's not fully matte, it stays looking very natural, but there is no oily shine. It also moisturizes the skin pretty well (it contains 6% of glycerin), it doesn't feel tight throughout the day. The only problem I have with this cream is that it contains alcohol and just after applying it my skin is red and slightly irritated - not something I would expect from a cream formulated for sensitive skin. The redness and irritation pass quickly and I don't have any other issues with Mixa's cream.

Zacznijmy od kremu Mixa. Firma określa siebie jako "eksperta skóry wrażliwej". Brzmi całkiem zachęcająco, bo jest parę takich miejsc na mojej twarzy, które potrafią być bardzo, bardzo wrażliwe, a nie ma zbyt wielu produktów, które są przeznaczone do pielęgnacji wrażliwej i jednocześnie mieszanej/tłustej cery. Zauważyłam, że ten krem sprawdza się najlepiej kiedy temperatura nie przekracza 25-28 stopni. Wypróbowałam go parę razy samodzielnie, bez podkładu i bez pudru (swoją drogą krem świetnie się sprawdza pod makijaż) i moja twarz była stosunkowo matowa przez około 4-5 godzin - dla mnie to świetny wynik! Krem nie daje całkowicie matowego efektu na twarzy, wygląda naturalnie, ale nie ma mowy o żadnym tłustym połysku. Nawilżenie też jest całkiem przyzwoite (w składzie jest 6% gliceryny), w ciągu dnia skóra nie jest ściągnięta ani napięta. Jedynym moim zarzutem wobec tego kremu jest alkohol w składzie, nie jest to składnik, którego spodziewałam się od kremu do skóry wrażliwej. Zaraz po nałożeniu kremu moja skóra jest zaczerwieniona i odrobinę podrażniona, ale wszystko to szybko przechodzi. (Cena: ok. 20zł)


Now let's focus on Siarkowa Moc (which by the way means more or less "The Power of Sulphur"). I've seen it around for ages but because it's aimed at acne prone skin I never really thought it would work for me, I thought it would be too strong. But I bought it a couple of months ago and it works great when it's really hot outside. It mattifies skin like no other cream I have ever used, the effect is instant and lasts for long hours (again around 5 or 6). I don't use it when it's around 25 degrees because I notice that it is not moisturizing enough for that and my skin gets a bit tight, but once it's around 30 degrees it's perfect. It is great to use under the make up or on its own. The cream is supposed to be antibacterial, but I can't tell if it really prevents breakouts.

A teraz skupmy się na kremie Siarkowa Moc. Widziałam go na półkach wiele razy, ale ponieważ jest on skierowany głównie do osób z trądzikiem nigdy nie zwracałam na niego uwagi, myślałam, że będzie dla mnie zbyt silny. Kupiłam go jakiś czas temu i jestem zaskoczona tym jak dobrze się on sprawdza w upały. Matuje moją cerę jak żaden inny krem, który kiedykolwiek trafił w moje ręce, efekt jest natychmiastowy i utrzymuje się wiele godzin (znowu około 5-6). Nie używam, kiedy temperatura oscyluje w granicach 25 stopni, bo zauważyłam, że wtedy odrobinę zbyt mocno wysusza moją cerę, skóra staje się odrobinę napięta, ale powyżej 30 stopni jest idealny. Ten krem również świetnie się u mnie sprawdza pod makijaż i samodzielnie. Ponoć ma działanie antybakteryjne, ale nie wiem niestety czy faktycznie ogranicza trądzik. (Cena: ok. 15 zł)



Jeśli chcecie dodać mojego bloga do obserwowanych możecie to zrobić klikając TUTAJ, bo niestety gadżet obserwatorów nie działa na mojej stronie. Możecie mnie też znaleźć na instagramie :)

Spring 2014 favourites


I have already shown you my favourite photos from the past 3 months, now it's time to show you some of the products I have been loving in the spring. There is a bit of make-up, a bit of skincare and body care and of course - a lot of nails polish.

Pokazałam Wam już moje ulubione zdjęcia z ostatnich trzech miesięcy, dzisiaj pokażę Wam kilka produktów, które bardzo mi umilały wiosnę. Jest trochę kolorówki, odrobina pielęgnacji twarzy i ciała i (oczywiście) sporo lakierów do paznokci.


1. Essence Blush up! blush - soft, subtle pink blush, makes your skin look fresh and girly.
2. Max Factor Clump Defy mascara - separates the lashes like no other mascara I have ever owned, makes them long and voluminous.
3. Revlon Colorburst Matte Balm in 205 Elusive - I reviewed it here, I don't think that's the best lip product in my collection, but it definitely is one of the nicest shades I own.
4. Bourjois Rouge Edition Velvet in 02 Frambourjoise - that on the other hand is probably the best matte lipstick I own, it's not really a very spring-y shade, but I love it.
5. Rimmel Stay Matte Primer - I realized that all my "base" products are from Rimmel, I love their Stay Matte Powder, Match Perfection foundation and now this primer. It's lovely, it keeps my face matte for hours and doesn't cause any breakouts.
6. Rimmel Scandaleyes Waterproof Kohl Kajal - I use it to tightline my eyes and I love the effect. It smudges just a tiny little bit, nothing major, but it stays on all day.

1. Essence Blush up! - róż o ślicznym, delikatnym kolorze, natychmiast ożywia, rozjaśnia twarz, sprawia, że wygląda świeżo i dziewczęco.
2. Max Factor Clump Defy - tusz, który jak żaden inny rozdziela moje rzęsy, wydłuża i dodaje objętości.
3. Revlon Colorburst Matte Balm w kolorze 205 Elusive - pisałam o tej kredce tutaj, nie jest to mój ulubiony produkt do ust, ale kolor jest na tyle udany, że nie mogę przestać go używać.
4. Bourjois Rouge Edition Velvet w kolorze 02 Frambourjoise - to natomiast jest moja ulubiona matowa szminka, kolor nie jest może do końca wiosenny, ale uwielbiam ją.
5. Rimmel Stay Matte Primer - niedawno zwróciłam uwagę na to, że cała moja "baza" pochodzi z szaf Rimmela - uwielbiam ich puder Stay Matte, podkład Match Perfection, teraz ten primer. Jest świetny, moja skóra jest po nim matowa przez kilka godzin (sporo zależy od pogody i temperatury danego dnia), nie zapycha porów.
6. Rimmel Scandaleyes Waterproof Kohl Kajal - używam go głównie do podkreślania linii wodnej pod rzęsami, odrobinę się marze, ale bez tragedii, poza tym trzyma się potem cały dzień.


1. Soap&Glory Sugar Crush body scrub - I reviewed it here, my favourite thing about this scrub has to be its scent, but it's also a pretty decent scrub.
2. The Body Shop Passionfruit body butter - again, the smell! If you have a chance just go and smell it, I think it's my favourite TBS body butter so far, sweet, fruity, perfect! And as any other TBS body butter it makes my skin very happy, it's soft and nourished for the whole day.
3. Pharmaceris  A eye cream - after trying a lot of other eye creams I came back to this one and I still think it's the best cream for sensitive and dry skin around your eyes.

1. Soap&Glory Sugar Crush - pisałam o tym peelingu tutaj, uwielbiam jego zapach, fajny zdzierak.
2. The Body Shop Passionfruit - to masło do ciała jest najładniej pachnącym masłem TBS jakiego używałam (a używałam wielu wersji), pachnie słodko i owocowo, jest idealne! Jak każde inne masło TBS to też świetnie się sprawdza na mojej skórze, jest nawilżona i odżywiona przez cały dzień.
3. Pharmaceris A, krem pod oczy - po wypróbowaniu wielu różnych kremów pod oczy wróciłam do tego i nadal uważam, że nie ma lepszego produktu dla suchej i wrażliwej skóry w okolicach oczu.

Fiji, Lilacism, Play Date, Splash of Grenadine, Madison Ave-Hue, Status Symbol, Cute as a Button, Watermelon, Big Spender, Lapiz of Luxury, Mint Candy Apple, Cocktail Bling

I have been obsessed with Essie lately (can you tell?) and I have bought quite a lot of shades that were definitely out of my comfort zone and you know what? I love them! I wore all of those shades at least twice in the spring, but my most favourite ones are definitely Splash of Grenadine, Fiji, Watermelon and Cute as a Button.

Mam ostatnio fazę na Essie (widać?), kupiłam sporo odcieni, na które kiedyś nawet bym nie spojrzała i wiecie co? Uwielbiam je wszystkie! Wszystkie te kolory pojawiły się na moich paznokciach przynajmniej z dwa razy w ciągu ubiegłych miesięcy, ale moimi najulubieńszymi kolorami są Splash of Grenadine, Fiji, Watermelon i Cute as a Button.

Jeśli chcecie dodać mojego bloga do obserwowanych możecie to zrobić klikając TUTAJ, bo niestety gadżet obserwatorów nie działa na mojej stronie. Możecie mnie też znaleźć na instagramie :)

NOTD: Mint Candy Apple + Lotus Effect


Essie's Mint Candy Apple doesn't need an introduction, it's probably one of the most famous nail polish colours on the planet. I didn't think I needed it, but now that I have it I understand why so many people love it, it's a perfect combination of green and blue, it looks amazing in person and I can't wait to see it on my nails when I am a bit more tanned, I bet it will look amazing. Consistency and application are just perfect, as per usual.

Nikomu chyba nie muszę przedstawiać kultowego lakieru Essie Mint Candy Apple, to chyba jeden z popularniejszych odcieni lakierów na świecie. Myślałam, że go nie potrzebuję, ale teraz, kiedy mam go w swojej kolekcji rozumiem dlaczego tak wiele osób kocha ten kolor, to idealne połączenie niebieskiego i zielonego, na żywo wygląda naprawdę świetnie i nie mogę się doczekać momentu, w którym będę bardziej opalona, na pewno będzie wtedy wyglądał jeszcze lepiej. Konsystencja i aplikacja są bez zarzutu, jak zwykle w przypadku Essie.



I've had two of the Manhattan's Lotus Effect nail polishes (a minty one and a purple one) in my collection since autumn, I didn't like them on my nails on their own, because they are quite sheer, and even 5 layers are not enough to get the opacity I like. But I thought they could look nice as a top coat and I think that's the way to use them.

Dwa lakiery Manhattan z serii Lotus Effect (jeden miętowy i jeden fioletowy) aą w moim lakierowym koszyku od jesieni, kupiłam je w jakiejś promocji, ale nie polubiłam efektu, jaki dają na paznokciach samodzielnie, bardzo słabo kryją i nawet 5 warstw nie dawało takiego efektu, jakiego oczekiwałam. Stwierdziłam, że mogą się sprawdzić jako top coaty i to chyba lepszy sposób na ich wykorzystanie.




Lotus Effect  71S is a bit more green than Mint Candy Apple, you can definitely see that it has more green/yellow undertones, but because it's not that opaque I guess the result is not bad. It's filled with tons of blue,green, pink, silver, gold and purple glitter, it's smooth, creamy and easy to apply. I applied two coats just to get and even layer of glitter on the nail.

Lotus Effect 71S jest odrobinę bardziej zielony niż Mint Candy Apple, wyraźnie widać w nim więcej zielono-żółtych tonów, ale ze względu na słabe krycie efekt nie jest chyba najgorszy. Lakier jest wypełniony drobnym brokatem w odcieniach niebieskiego, zieleni, różu, srebra, złota i fioletu, jest kremowy i łatwy w nakładaniu. Nałożyłam dwie warstwy, żeby w miarę równomiernie rozłożyć brokat na paznokciu.


Jeśli chcecie dodać mojego bloga do obserwowanych możecie to zrobić klikając TUTAJ, bo niestety gadżet obserwatorów nie działa na mojej stronie. Możecie mnie też znaleźć na instagramie :)

Revlon - Colorburst Matte Balm (Elusive)


I was eyeing those lip crayons since they first came to Poland, I just knew I would have to try at least one shade. I spent a lot of time checking the swatches online and when Rossmann announced their crazy -49% discounts on make up I was waiting for the lip products week knowing that I would be taking this baby home with me.

Czaiłam się na te kredki od momentu, w którym pojawiły się w Polsce, wiedziałam, że będę musiała wypróbować przynajmniej jeden odcień na własnych ustach. Spędziłam dużo czasu w sieci oglądając poszczególne kolory, a kiedy Rossmann ogłosił swoją dziką promocję -49% na cały makijaż z niecierpliwością czekałam na tydzień z produktami do ust wiedząc, że to maleństwo wróci wtedy ze mną do domu.



I really liked the idea of combining a lip balm with a matte effect on the lips. Most of my matte lipsticks are red and quite dark so the idea of having a matte, opaque pink, perfect for spring and summer was very appealing. I tried Elusive in a store before buying it and I loved how this colour brightened my face, I guess that's when I was sold on that exact shade - medium, slightly cool toned pink.

Bardzo podobała mi się idea połączenia balsamu z matowym efektem na ustach. Większość moich matowych szminek jest czerwona i dość ciemna, dlatego cieszyła mnie wizja posiadania matowego, kryjącego różu, idealnego na wiosnę i lato. Przed zakupem wypróbowałam kolor Elusive w sklepie i bardzo mi się spodobało jak ten róż rozjaśnił moją twarz, chyba wtedy ostatecznie stwierdziłam, że wybiorę ten konkretny kolor - nie za jasny, nie za ciemny, nieznacznie chłodny odcień różu.



When I tried this lipstick at home I was very disappointed - it looked chalky and patchy, it would accentuate every single line and every single dry patch I had on my lips.That's when I decided I had to find a good lip balm and then give it another try. Applied to perfectly smooth and nourished lips it still doesn't look as good as for example the Bourjois Rouge Edition Velvet lipstick that I own, which also is matte and creamy, but it looks better than when I first tried it. I always use a bit (not too much!) of lip balm before applying it and even though I like it - it's not perfect. Somehow it ended up looking pretty nice in the pictures, I think it looks much worse in person.

Kiedy wypróbowałam tę szminkę w domu byłam mocno rozczarowana - na ustach miała mocno kredowe wykończenie i nierówno kryła, podkreślała każdą linię i każdą suchą skórkę. Wtedy postanowiłam poszukać dobrego balsamu do ust i dać kredce kolejną szansę. Nakładana na idealnie gładkie i nawilżone usta nadal nie wygląda tak dobrze jak np. matowa szminka w płynie Bourjois Rouge Edition Velvet, ale na pewno wypada lepiej niż przy pierwszym podejściu. Teraz przed użyciem zawsze nakładam na usta odrobinę balsamu (ale nie za dużo!) i chociaż w sumie jestem zadowolona z efektu nie jest on na pewno idealny. Na zdjęciach wygląda nawet nieźle, ale w rzeczywistości nie jest tak ładnie.


I do like the shade, I like that it applies easily, I like the slightly minty smell, I like how opaque it is. I don't like that it is a bit difficult to get an even coverage with this product, I am not a fan of the fact, that it gathers in all the fine lines on the lips and I think it might be slightly drying (hence the lip balm beforehand). It's not as norushing as a lip balm, but it doesn't get sticky, it wears comfortably and looks ok for about 2-3 hours. If Bourjois had this colour in their Rouge Edition Velvet range I would say don't get Revlon, get Bourjois (the price is also similar in both cases), but since I love this shade so much and I haven't seen a matte pink like this anywhere else I know I will be using Revlon Colorburst a lot in the summer.

Podoba mi się odcień szminki, jest bardzo kremowa i łatwo się ją nakłada, podoba mi się delikatnie miętowy zapach i fakt, że szminka jest mocno kryjąca. Nie podoba mi się to, że trudno ją równomiernie nałożyć, niefajne jest to, że zbiera się w drobnych liniach i wydaje mi się, że może trochę wysuszać usta (stąd ten balsam zanim nałożę szminkę). Szminka nie dba o usta tak jak balsam, ale nie zastyga ani nie jest lepka, nosi się bez problemu przez około 2-3 godziny. Gdyby Bourjois miał w swojej serii Rouge Edition Velvet taki kolor, radziłabym Wam, żebyście odpuściły sobie kredkę Revlona i kupiły Bourjois (cena też jest podobna), ale ze względu na to, że nigdzie nie widziałam matowej szminki w takim odcieniu Revlon Colorburst na pewno będzie mi towarzyszył przez większość lata. 

Jeśli chcecie dodać mojego bloga do obserwowanych możecie to zrobić klikając TUTAJ, bo niestety gadżet obserwatorów nie działa na mojej stronie. Możecie mnie też znaleźć na instagramie :)

Spring 2014 in pictures


Time just flies this year, doesn't it? I can't believe it's June already, but spring has been great this year - we visited our friends in Cracow, we have been going for long walks and long bike rides, we have been swimming at least once a week, I've been a crazy plant and balcony obsessed lady, and overall - it's been great, but I can't wait for the summer! We have a lot of plans for July and August :) here are some of my favourite spring pictures (some of you might have already seen some of them on my instagram):

Czas w tym roku jakoś wyjątkowo szybko płynie, nie sądzicie? Nie wierzę, że mamy już czerwiec, ale wiosna była naprawdę udana w tym roku - odwiedziliśmy naszych znajomych w Krakowie, chodziliśmy na długie spacery, jeździliśmy na rowerze, pływamy przynajmniej raz w tygodniu, ja dostałam bzika na punkcie sadzenia roślin i urządzania balkonu i ogólnie była to naprawdę fajna wiosna, ale nie mogę się już doczekać lata. Mamy sporo planów na lipiec i sierpień :) oto kilka moich ulubionych wiosennych fotek (część z Was pewnie widziała już niektóre z nich na moim instagramie):











And that't where we're going to be spending most of the summer evenings and weekends :)

A tutaj będziemy spędzać większość letnich wieczorów i weekendów :)


Jeśli chcecie dodać mojego bloga do obserwowanych możecie to zrobić klikając TUTAJ, bo niestety gadżet obserwatorów nie działa na mojej stronie. Możecie mnie też znaleźć na instagramie :)

Battle of the lip balms


I compared hand creams a while ago and today I would like to compare two really nice and quite popular lip balms - Nuxe Reve de Miel and Tołpa Lip Honey Balm. Both promise to nourish, repair, protect and soothe dry lips, but are they worth the hype?

Jakiś czas temu porównywałam kremy do rąk, dzisiaj nadszedł czas na porównanie dwóch fajnych i dość popularnych balsamów do ust - przed Wami Nuxe Reve de Miel oraz Tołpa Odżywczy Balsam-Miód do ust.


Let's start with the similarities:
  • both are quite natural - no parabens, no mineral oil, lots of natural oils and butters
  • both come in little pots - Tołpa's is white, simple and made of plastic, Nuxe packaging is more elegant - it's a matte, heavy glass jar
  • both contain honey or honey extracts 
  • both are not the best option to keep in your bag/car - I don't like using my fingers to apply the lip balm when I am not at home, but they are great if you look for something to keep in your bathroom or close to your bed
Cechy wspólne:
  • oba produkty są w miarę naturalne - nie zawierają parabenów, parafiny, w składzie jest za to dużo olejków i maseł roślinnych
  • oba balsamy są w słoiczkach - Tołpa w białym, prostym i plastikowym, Nuxe w ciężkim, matowym szkle
  • oba zawierają miód albo wyciąg z miodu
  • oba są średnią opcją do noszenia w torebce czy trzymania w samochodzie - nie lubię nakładać balsamów palcem poza domem, ale do trzymania w łazience albo koło łóżka są świetne

My lips were very dry a couple of weeks ago and my Burt's Bees balm was not enough to repair them, so I started looking for something stronger. I really wanted to try the Nuxe lip balm, but every pharmacy I visited was out of it, I kept on hearing that Nuxe stopped producing it and even after I ordered it online my order got cancelled. It was impossible to get this little pot! That's when I read a couple of really good reviews of the Tołpa balm and decided to give it a try. I was a bit worried it would smell like all the other products from their Black Rose line (I have a hand cream and I smelled the foot cream, the smell is far too sweet and overpowering for me), but it turns out this balm smells like... bananas! I am not a fan of banana smell, but in this case it's quite subtle and it doesn't annoy me (yet!). The consistency is quite waxy and hard, it looks quite shiny on the lips, but it does keep them hydrated and smooth. I keep it next to my computer and apply it 4-5 times a day. The pot contains 8g of product, it costs around 20zł (5 euro) and it should be used up within 3 months. 

Kilka tygodni temu nagle moje usta stały się bardzo suche i mój ukochany balsam Burt's Bees nie dawał sobie z tą suchością rady, dlatego zaczęłam się rozglądać za czymś silniejszym. Bardzo chciałam wypróbować balsam Nuxe i w jego poszukiwaniu odwiedziłam chyba 5 aptek, ale w każdej z nich słyszałam, że balsam jest niedostępny w hurtowniach, że Nuxe go już nie produkuje i raczej go już nie dostanę, nawet kiedy dorwałam go w końcu w jakiejś małej internetowej aptece po paru dniach moje zamówienie zostało anulowane z powodu braku towaru w magazynach. Nie sposób było go dorwać! Wtedy natrafiłam na kilka pozytywnych opinii na temat balsamu Tołpy i postanowiłam dać mu szansę. Bałam się trochę, że będzie pachniał tak jak pozostałe produkty z serii Czarna Róża (mam krem do rąk i wąchałam krem do stóp, ten zapach jest zbyt słodki i pudrowy dla mnie), ale okazuje się, że balsam pachnie jak... banany! Nie jestem fanką zapachów bananopodobnych, ale w tym przypadku nie jest źle i zapach mi (jeszcze!) nie przeszkadza. Balsam ma dość zbitą i woskową konsystencję, na ustach daje widoczny połysk, przyjemnie nawilża i sprawia, że usta są gładkie. Znalazł miejsce koło mojego komputera, nakładam go mniej więcej 4-5 razy dziennie. Pojemniczek mieści 8g produktu, zapłaciłam za niego około 20zł, należy go zużyć w ciągu 3 miesięcy.



Even though I knew I would probably never get my hands on the Nuxe lip balm I kept on checking the Nuxe displays in the pharmacies around me and one day last week I found it. The consistency surprised me a lot - it's like a thick cream, very soft and honey-like. The smell is also interesting - it has some citrusy notes, it smells like sweet lemonade or a lemon cake. I read that a lot of people think this lip balm looks almost matte on the lips, but I haven't noticed that. It might not be as waxy and shiny as some other balms, but it's not matte either, I would say it looks very satiny and natural. I keep it next to my bed and apply it at night, when I wake up in the morning I can still feel it on my lips. It really hydrates, soothes and sinks deep into the skin. The pot contains 15g of product, I paid 30zł for it (around 7,5 euro) and it should be used up within a year.

Chociaż cały czas słyszałam, że raczej nie dostanę już balsamu Nuxe przy każdej okazji sprawdzałam półki z produktami tej firmy i na początku zeszłego tygodnia w końcu moja cierpliwość i upór zostały mi wynagrodzone. Konsystencja tego balsamu mocno mnie zaskoczyła - to coś na kształt bardzo gęstego, mięciutkiego i przypominającego miód kremu. Zapach też jest ciekawy - ma wyraźne cytrusowe nuty, pachnie trochę jak słodka lemoniada albo ciasto cytrynowe. Czytałam opinie, że balsam jest wręcz matowy na ustach, ale niczego takiego nie zauważyłam. Może nie jest tak woskowy i nabłyszczający jak inne balsamy, ale nie jest też matowy. Moim zdaniem ma satynowy i bardzo naturalny wygląd. Balsam wylądował koło mojego łóżka i nakładam go zawsze przed snem, rano nadal czuć go na ustach. Naprawdę nieźle nawilża i wygładza usta, mam wrażenie, że mocno wnika w skórę. Słoiczek zawiera 15g produktu, kosztował 30zł, balsam należy zużyć w ciągu roku. 


I like both of them, but if I had to keep just one I would choose Nuxe. It ends up being cheaper  (15g for 30zł versus 8g for 20zł), I like the consistency and the smell more, I feel like it actually sinks into the skin and Tołpa's balm seems to be more protective, it's like it just "sits" on the skin. The only thing I don't like about the Nuxe lip balm is the fact that it was so hard to get. I don't know if Nuxe really decided to stop producing it or if it was just a temporary thing, but I hope next time I won't have to wait 3 weeks to finally find it. 

Oba balsamy się u mnie sprawdziły, ale gdybym miała zatrzymać tylko jeden na pewno wybrałabym Nuxe. Wychodzi taniej (30zł za 15g w porównaniu do 20zł za 8g), jego konsystencja i zapach podobają mi się bardziej niż balsamu Tołpy, poza tym mam wrażenie, że ten balsam lepiej się wchłania i głębiej nawilża, Tołpa jest bardziej ochronna i "siedzi" na ustach. Jedyny problem jaki mam z balsamem Reve de Miel to dostępność. Nie wiem czy Nuxe faktycznie wycofuje się z produkcji tego produktu czy to tylko jakieś przejściowe kłopoty, ale mam nadzieję, ze następnym razem nie będę musiała go szukać przez 3 tygodnie.




Jeśli chcecie dodać mojego bloga do obserwowanych możecie to zrobić klikając TUTAJ, bo niestety gadżet obserwatorów nie działa na mojej stronie. Możecie mnie też znaleźć na instagramie :)